"Idiota" Dostojewskiego
W liście do W. D. Oboleńskiej, która zamierzała przerobić na scenę "Zbrodnię i karę", Dostojewski pisał: "Jeśli chodzi o pani zamierzenie (...) to naturalnie zgadzam się, bo zresztą przyjąłem jako zasadę nie przeszkadzać tego rodzaju próbom. Jednakże nie mogę nie zwrócić uwagi pani, że próby takie nigdy prawie się nie udawały".
Nie udawały się też i u nas po wojnie. Brak tu a i szkoda miejsca na przypominanie tych porażek i na wznawianie oraz uzasadnianie zastrzeżeń. Adaptacji bronią oczywiście sami adaptatorzy, i to niemal wyłącznie, sugerując, jakoby proza Dostojewskiego była szczególnie podatna na zabiegi adaptacyjne oraz wysuwając jako argument sceniczność dialogu prozy autora "Braci Karamazow" a zapominając o dominujących w tej prozie (nie tylko w sensie ilościowym) partiach narracyjnych, które przepadają na scenie.
Tych kilka uwag dla przypomnienia - z okazji kolejnej adaptacji scenicznej Dostojewskiego - jego powieści "IDIOTA", dokonanej przez STANISŁAWA BREJDYGANTA, który rzecz również wyreżyserował dla TEATRU DRAMATYCZNEGO, kreując też czołową postać księcia Myszkina*). Otóż trzeba od razu powiedzieć, że Stanisław Brejdygant odniósł w tym wypadku potrójny sukces - literacki, reżyserski i aktorski. Nie znaczy to wcale, że pokazał Dostojewskiego i pokazał "Idiotę". ALEKSANDER ROGALSKI w swej książce "PROFILE i PRETEKSTY" opatruje szkic o Dostojewskim znamiennym tytułem "DOSTOJEWSKI - HOMO RELIGIOSUS", stwierdzając słusznie, że "Wielkość Dostojewskiego mieści się w kategoriach psychologiczno-religijnych". U Brejdyganta są niemal wyłącznie "kategorie psychologiczne". I adaptacji i przedstawieniu zabrakło całego bogatego kontekstu filozoficzno-religijnego powieści oraz porządkującego całą twórczość Dostojewskiego metafizycznego układu odniesienia dla wszelkich rozgrywających się spraw ludzkich. W jakiejś mierze to "drugie skrzydło", z którego zrezygnował Brejdygant, odnajdujemy w scenografii Zofii Wierchowicz, która chyba pełniej i trafniej odczytała Dostojewskiego, niż adaptator i reżyser. W księciu Myszkinie świetny biograf Dostojewskiego, Stanisław Mackiewicz, dopatruje się cech Chrystusa (w intencjach autora) oraz tych postulatywnych cech Dostojewskiego, które stanowiły dla pisarza przez całe życie niemożliwy do osiągnięcia i pełnego zrealizowania ideał ewangeliczny. Więc chociaż Dostojewski również, i w "Idiocie" przeciwstawia Ewangelię katolicyzmowi, właśnie ta jego powieść oraz postać Myszkina są z ducha bardzo katolickie. Myszkin Brejdyganta cały jest prześwietlony ewangeliczną dobrocią łagodnością, wyrozumiałością, których źródłem jest miłość do stworzenia jako jeden z pochodnych elementów miłości do Stwórcy. Tą promieniejącą dobrocią i miłością Myszkin ujarzmia nawet tak gwałtowną i pełną skłębionych namiętności i sprzeczności postać, jak jego "brat" Rogożyn, wyposażony przez Zapasiewicza w całe bogactwo tej postaci z kart powieści. Najdelikatniejsze włókna ludzkiej psychiki, rozedrgane i pulsujące tragizmem życia, odnajdujemy też w postaci Nastazji Filipowny, granej przez HALINĘ DOBROWOLSKĄ. Wiele z prawdy o ludziach, ich pogmatwanych, trudnych sprawach, krętych i mrocznych labiryntach ich wnętrza, ukazali również wykonawcy pozostałych ról.
Przedstawienie, które trwa trzy godziny, nie wywołując mimo to znużenia (i to bez żadnych "rozświetleń", z jedną tylko przerwą), kończy się tak jak, kończy się powieść: Myszkin i Rogożyn siedzą, skuci na zawsze trupem umiłowanej przez nich Nastazji (podobnie kończy Dostojewski swe opowiadanie "Łagodna dziewczyna"), zamordowanej przez Rogożyna; padają ze sceny, jak i z powieści, ostatnie słowa - pytania: "Dlaczego ludzie się tak męczą?... Dlaczego tyle nieszczęścia?... Dlaczego nie mogą być szczęśliwi?.. Dlaczego?... Dlaczego... Dlaczego...". To "dlaczego" wielkiego pisarza filozofa i moralisty, które jest nie tylko tragicznym krzykiem na pustyni ludzkiej wszystkich jego bohaterów ale też budzicielem ich sumień, zmuszając widza do szukania na nie ciągle nowych odpowiedzi.